W środowisku dziennikarskim raczej o tym problemie nie mówi się głośno, chyba że pijany kolega poprowadzi program, spowoduje wypadek, wywoła publiczną awanturę, lub zniknie na kilka miesięcy z medialnej przestrzeni. Alkoholizm jest silnym uzależnieniem i wstydliwą chorobą, a dziennikarze i artyści piją alkoholu więcej niż inni, znajdując się tym samym na szczycie drabiny uzależnień.
Z opublikowanego w 2015 roku raportu Diagnoza Społeczna wynika, że co piąty – pracujący w mediach dziennikarz – przyznawał, że pije za dużo alkoholu. To ponad 21,5 procent uzależnionych w tej grupie zawodowej.
Zdaniem prof. Wiktora Osiatyńskiego „… to, że dziennikarze piją dużo alkoholu może wynikać z faktu, że ten zawód ma dość luźną dyscyplinę. W tym środowisku alkohol jest tzw. klejem społecznym, dużo ludzi pije towarzysko, nie bardzo to przeszkadza im i innym w pracy, i nie bardzo to przeszkadza w życiu. Poza tym w tym środowisku jest sporo niedojrzałości polegającej na poczuciu własnej wyjątkowości, i idzie to później w parze z osadzaniem się i umacnianiem uzależnienia. Ten zawód jest obciążony ryzykiem uzależnienia, trafiają do niego ludzie, którzy mają pewne poczucie misji i wyjątkowości – takim się przynajmniej wydaje”.
Kilka tygodni temu portale internetowe obiegła informacja, w której zarząd jednej z rozgłośni PR, przepraszał za nieodpowiednie zachowanie prezentera na antenie. Nie był to w historii pierwszy i pewnie nie będzie ostatni przypadek, gdy prezenter/ dziennikarz był niedysponowany na antenie. Stres, ciągłe udowadnianie sobie, że muszę być najlepszy, a także zwyczajne nieradzenie sobie z emocjami, popularnością czy tak zwanym celebryctwem powodują, że dziennikarze – zwłaszcza mediów elektronicznych – są szczególnie narażeni na sięganie po używki wspomagające. Nikt z otoczenia nie reaguje, ani nikomu nadmiernie wesoły czy skacowany kolega nie wadzi do momentu, aż sprawa stanie się publiczna. Sypią się wtedy kary, nagany i zwolnienia z pracy. Jest już wtedy za późno na refleksję czy konkretną pomoc, a uzależniony i trzeźwiejący kolega czy koleżanka pozostają w sytuacji rozpaczliwej. Bez pracy, bez nadziei, z karierą utopioną w alkoholu.
Dziś w RNL na ten temat rozmowa z Tamarą Bieńkowską – psycholożką i byłą dziennikarką radiową, z którą rozmawia Krzysztof Kurianiuk.
Dlaczego prezenterzy radiowi lub telewizyjni lubią wspomagać się używkami typu kreska lub alko?
„Chciałbym nic nie czuć” powiedział mi ostatnio zaprzyjaźniony dziennikarz, który musiał pożegnać się z eksponowanym stanowiskiem kierownika redakcji informacji pewnej komercyjnej stacji radiowej. I choć dobrze go rozumiem, to zastanawiam się, jak wyglądałby świat, gdybyśmy nic nie czuli. Kim byśmy byli? Bez miłości, zachwytu, radości, współczucia, ale również smutku, złości, zazdrości, poczucia krzywdy albo winy.
Przyjmijmy, że uczucia istnieją. I przyjmijmy dalej, że bywają kłopotliwe, nieprzyjemne, wstydliwe, czasem sprawiają, że życie wymyka się nam spod kontroli. To właśnie one sprawiają, że dzieje się coś, co trudno objąć rozumem.
Nie wiem, czy prezenterzy radiowi lub telewizyjni lubią wspomagać się używkami, wiem, że ze względu na większą ekspozycję na stres, robią to dość często, i że w ten dostępny sposób rozładowują swoje napięcie, redukują stres sytuacyjny. Od wielu uczuć uciekamy jako ludzie, bo nie nauczyliśmy się, jak się z nimi obchodzić. A właściwie nauczyliśmy się jak się z nimi nie obchodzić. Uczucia często wydają się nie do wytrzymania, dlatego wolimy je zapić, zakrzyczeć, coś na nie wziąć. To nie jest dowód siły, raczej bezsilności.
Tak naprawdę największy kłopot z uczuciami „do zapicia” polega na tym, że nie da się ich przechytrzyć. Nie da się oszukać smutku, rozpaczy. Udawać, że nie istnieją. Nie da się upchnąć złości, gniewu ani poczucia straty. One zawsze wracają.
Uczucia po prostu są. A do tego są mądre. Mówią wiele o nas samych, o innych ludziach, o środowisku, w którym żyjemy. Jak drogowskazy pokazują nam czego nam potrzeba, co nas uwiera, gdzie być może daliśmy z siebie za dużo, a gdzie oczekiwaliśmy więcej. Pytanie: co z nimi zrobimy? Czu oddamy im władzę nad sobą? Czy spróbujemy je zrozumieć?
Pracowała Pani kilka lat w radiu, czy istotnie znani i lubiani mieli problemy z używkami?
Wyobraża Pan sobie świat bez alkoholu? To jakaś iluzja, nawet jeśli pociągająca. Alkohol znano już starożytnym Egipcie i Mezopotamii. W naszych czasach upodobały go sobie zwłaszcza zawody artystyczne. Nic więc dziwnego, że pojawił się w radiu, które pamiętam. W sumie z radiem związana byłam przez ponad 15 lat. Pracowałam w radiu akademickim Radiu Centrum, Rozgłośni PR w Lublinie, później kultowej Trójce – PR III Polskiego Radia.
W mediach mierzy się słuchalność, oglądalność. Nikt nie rozmawia tam o poczytalności albo chociaż odpowiedzialności.
W czasach słusznie minionych, niektórzy z moich kolegów redaktorów pili, gdy spodziewali się najgorszego, inni pili, żeby zapomnieć. Niektórzy sięgali po kieliszek, kiedy wydarzało się coś dobrego, pili, żeby to uczcić. I był to najczęstszy chyba powód. A jeśli nie wydarzało się nic szczególnego, niektórzy pili po to, żeby coś się działo.
Moim zdaniem problem nie polega na tym, że ludzie piją, ale że piją w nieodpowiednim miejscu i towarzystwie. I że piją bez kontroli. Przed programem dla kurażu, czasami w jego trakcie, prawie zawsze po jego zakończeniu. Bez umiaru, nie potrafią zapanować nad kolejnym kieliszkiem. A swojego „ostatniego kieliszka” właściwie nie wypijają nigdy. I upijają się dokumentnie, doszczętnie, na potęgę. To kwestia kultury picia wczasach braku kultury w ogóle.
Znani i lubiani ludzie to także ludzie. Skoncentrowani na celach, zadaniach, nie oglądają się wstecz. Rzadko analizują przyczyny swojego picia, bagatelizują swoje doświadczenia związane z piciem alkoholu. To jest bezrefleksyjność, po naszemu: głupota. A ponieważ nie poszukują porad specjalistów, przestają też kontrolować sposób, w jaki korzystają z alkoholu. Picie alkoholu staje się wtedy dla nich ryzykowne. Także dla ich słuchaczy lub widzów, bo kto chciałby być mimowolnym świadkiem wpadki antenowej, gdy ktoś prowadzi program „pod wpływem”?
Jaka jest skala tego zjawiska? Jest ono powszechne czy raczej sprawa dotyczy jednostek?
Myślę, że w Polsce picie stało się w pewnych środowiskach kwestią stylu życia. Okazji do wypitki jest dużo. Wybór alkoholi też jest większy niż kiedyś, ciężko jest odmówić (popularne: „kto nie pije, ten kapuje” lub „ze mną się nie napijesz?”).
Kiedyś znany psychoanalityk Donald Winnicott powiedział: „Normalne jest to, co jest”. Alkohol jest. Ale czy to oznacza, że nadmierne spożywanie alkoholu jest normalne w miejscu pracy: przy mikrofonie albo na wizji? To już inna sprawa, kwestia smaku, jak mi się wydaje.
Zna Pan takie powiedzenie: „Pijany jak Polak”? Wbrew pozorom to nie zniewaga czy policzek. Kiedyś mówiono tak na osobę, która pomimo spożycia dużej dawki alkoholu potrafiła zachować trzeźwe myślenia i sprawność fizyczną. Taki z pozoru „twardy zawodnik” albo ktoś kto ma „mocną głowę”.
Spotykam często takie osoby w gabinecie. Mają pieniądze, stanowisko, świetną pracę, urodę i charyzmę, ale cierpią tak, że nigdy bym się z nimi nie zamieniła. Piją – ich zdaniem – okazjonalnie. I nie dostrzegają, że picie jest zewnętrznym przejawem ich wewnętrznych dylematów np. dotyczących pracy lub obawy przed jej utratą. Redaktor też człowiek i jak inni może się bać spaść ze szczytu zawodowej kariery czy popularności.
Dajmy na to, że jestem taką zawistną szefową dziennikarza, który jest chętnie czytany, słuchany albo oglądany, i dostaje kolejne nagrody. Mogę go wyrzucić z pracy albo sprawić, że będzie się w niej źle czuł, zacznie pić i sam odejdzie. Albo kiedy się już napije, mogę go łatwo odsunąć od programu, a może nawet zwolnić.
Nie żyjemy na bezludnej wyspie. Mniejsza o to, co nam się przytrafia, ważne jest co z tym zrobimy, co się nam przytrafia. „W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy” (Elisabeth Bishop). Wszyscy musimy się nauczyć tracić i odzyskiwać równowagę.
W Polsce blisko 80 % osób dorosłych deklaruje picie alkoholu. Blisko 12% dorosłych mieszkańców naszego kraju nadużywa alkoholu, w tym osoby uzależnione od alkoholu stanowią 2,4%. Prawie co dziesiąty Polak pija szkodliwie. Problem zatem istnieje.
Każdy z nas ma jakieś uzależnienia i nieraz brakuje nam siły, aby z nimi walczyć, więc demolują one nam życie i zawodową karierę.
Wszyscy jesteśmy ludźmi, ale każdy jest innym człowiekiem. To rodzaj wyjątkowości. Ekspozycja na uzależnienia jest podobna, ale nie wszyscy się uzależniamy od szkodliwych substancji. Dlaczego tylko niektórzy spośród nas popadają w uzależnienie a inni nie? Kluczem jest samoświadomość, obserwacja siebie.
Świadomość własnych predyspozycji do uzależnienia i zrozumienie czynników ryzyka umożliwia identyfikację środków zapobiegawczych. Dzięki temu możemy trzymać uzależnienie z daleka od nas samych, a także naszych bliskich. Lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć, co nam szkodzi. I decydować świadomie każdego dnia, podejmować dojrzałe decyzje oraz ponosić ich konsekwencje.
Polska jest krajem, w którym picie alkoholu od dawna zakorzenione jest w kulturze. Przy każdej okazji sięgamy po wysokoprocentowe trunki. Poznajemy się i nawiązujemy relacje „wychodząc na piwo”. Takie wzorce sprzyjają rozwijaniu się uzależnienia. Czy jednak potrafimy wyobrazić sobie miesiąc, pół roku a może cale życie bez alkoholu? Warto spróbować drogi wolnej do zmęczenia, stanów lękowych i braku motywacji do działania i życia w ogóle. Niestety haczyk w alkoholu jest taki, że raz wessany do organizmu bardzo niechętnie go opuszcza, zostawiając następnego dnia właścicielowi całą gamę nieprzyjemnych uczuć.
Nałóg czy też uzależnienie z czasem nawarstwiają się i przychodzi moment krytyczny, którego uzależniony nie czuje, ale widzą to koledzy. I co wtedy trzeba zrobić?
Jedyną osobą, która ma wpływ całkowity i zupełny na podjęcie decyzji o leczeniu jest sam uzależniony. Nie można nikogo zmusić do leczenia siłą. Nie należy osoby uzależnionej do niczego zmuszać, gdyż to ona potrzebuje sobie zdać sprawę z tego, że ma problem, z którego jedynym wyjściem jest terapia.
Łatwiej przejść przez ciemny las, kiedy ktoś idzie obok. Przyjaciele osoby uzależnionej od alkoholu muszą zrozumieć, że jest to choroba, z której nie uda się wyjść bez wsparcia najbliższych. Ważną kwestią jest przekonanie uzależnionego, że ma problem i powinien poddać się stosownym leczeniu.
Rozmawiać trzeba umieć. Nie powinniśmy krzyczeć i złościć się, gdyż takie działanie nie przyniesie żadnych efektów. Leczenie choroby alkoholowej wymaga cierpliwości i konsekwencji.
Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że podczas tego procesu niejednokrotnie mogą zdarzyć się powroty do nałogu, przerwy w leczeniu. W takiej sytuacji nie można tłumaczyć wybryków i usprawiedliwiać osoby uzależnionej. Chory musi wiedzieć, jakie czekają na niego konsekwencje i z jakim ryzykiem powinien się liczyć.
Jaka jest rada, aby z nałogu wyjść swobodnie? Czy jest to możliwe?
Chęć szuka sposobu, niechęć szuka powodu. Najbardziej skuteczną formą pomocy osobom uzależnionym jest psychoterapia. Czasami farmakoterapia – zwłaszcza jeśli wskutek wieloletniego spożywania alkoholu pojawiają się powikłania fizyczne, a nawet zaburzenia psychiczne.
Psychoterapia jest bardziej efektywna, jeśli pacjent spotyka się indywidualnie ze swoim psychoterapeutą, a dodatkowo uczestniczy w spotkaniach z innymi pacjentami uzależnionymi od alkoholu. Picie kawy nie wyklucza picia herbaty.
Leczenie alkoholizmu w Polsce jest bezpłatne. Jest to jednak proces długotrwały. Niezbędny czas dla skutecznej terapii to od 18 do 24 miesięcy. Z profesjonalnej pomocy może skorzystać każda osoba, na każdym etapie uzależnienia. Od początkowych problemów, po ciężkie przypadki alkoholizmu. Leczenie alkoholizmu odbywa się za pomocą terapii ambulatoryjnej bądź na oddziale zamkniętym. Także w prywatnych ośrodkach leczenia alkoholizmu, których jest całkiem sporo.
Nie da się samodzielnie wyjść z choroby. To żmudny proces i nie zawsze przebiega bezproblemowo. Wymaga wielu wyrzeczeń i jest wymagający zarówno psychicznie, jak i fizycznie, a to dopiero pierwszy przystanek na drodze do odzyskania zdrowia.
Większość uzależnionych sięgnie po swoje używki, tłumacząc sobie, że to „tylko żeby złagodzić przebieg odwyku”, tym samym negując cały jego sens. Dlatego tak ważne jest wsparcie – zarówno osób bliskich, jak i specjalistów – podczas całego procesu. Dbałość o komfort fizyczny i psychiczny jest kluczowym elementem skutecznej terapii. Osoba uzależniona musi być przekonana, że w wyjściu z nałogu jest cel, że czeka na nią normalne życie „po”.
Osoby uzależnione, nawet zdeterminowane, żeby wyjść z nałogu, często napotykają także na inną barierę, która nie pozwala im podjąć terapii. Tą barierą jest wstyd. Nałogowcy wstydzą się przyznać przed sobą i innymi, że mają problem, wstydzą się szukać pomocy, wstydzą się zgłosić do ośrodków odwykowych, wstydzą się wreszcie za samego siebie podczas terapii. W takich sytuacjach kluczowe jest wsparcie osób bliskich z jednej strony i wykwalifikowanych specjalistów z drugiej.
Sądzi Pani, że koleżanki czy koledzy mogą osobę uzależnioną wyprowadzić z uzależnienia?
Pomagać też trzeba umieć! Rolą lekarzy i terapeutów jest leczyć, przywracać zdrowiu. Rolą koleżanek i kolegów z pracy jest wspieranie osoby, która ma problem a alkoholem w jego postanowieniu trzeźwości. Tylko tyle i aż tyle. Pomoc ta jest jednym z najważniejszych etapów leczenia, a bez niej osoba uzależniona ma nikłe szanse wyjścia z nałogu.
Nawet jeśli osoba, która pije ma ogromne wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół, ale sama nie przyjmuje do wiadomości, że powinna podjąć leczenie, nie ma ono wówczas sensu. Zdarza się, że pacjenci zgłaszają się na terapię dlatego, że chcą udowodnić swoim najbliższym, iż nie są uzależnieni, a po jakimś czasie znowu wracają na terapię, ponieważ problem nie został rozwiązany.
Ukrywanie problemu z piciem osoby uzależnionej od alkoholu jest przejawem współuzależnienia. Osoby współuzależnienie są przekonane, że mogą wywrzeć wpływ na osobę, która pije, a w rzeczywistości swoimi działania nieświadomie wspierają jego nałóg. Biorą na siebie konsekwencje jego picia, np. usprawiedliwiają przed pracodawcą nieobecności, a tym samym odwlekają decyzję o rozpoczęciu terapii.
Czy terapia alkoholika czy osoby uzależnionej od chemii jest możliwa? Zna Pani przypadki powrotu na antenę?
Nie mogłabym uprawiać tego zawodu, gdybym nie wierzyła, że każdy może się nauczyć, wszystkiego może się nauczyć. Pod jednym warunkiem – że zdecyduje, że chce się zmienić. Jestem niepoprawną optymistką. Ale też wierzę w sens działań celowych. Cmentarze są pełne osób, które miały na siebie pomysł i niczego nie zrobiły w tej sprawie. Trzeba mieć powód, żeby żyć.
Psychoterapia jest jednym z najważniejszych i najskuteczniejszych narzędzi, które można wykorzystać w pomocy osobom uzależnionym od alkoholu. Plany terapeutyczne układane są indywidualnie dla poszczególnych osób. Podczas terapii osoba uzależniona od alkoholu może dotrzeć do podłoża swoich problemów, uczy się rozpoznawać i nazywać uczucia wywołujące chęć picia. Uświadamia sobie, co w swojej świadomości chce stłumić, sięgając po używkę.
Podczas terapii osoby z uzależnieniem od alkoholu poznają sprawdzone sposoby na zapobieganie nawrotom picia, ćwiczą techniki asertywności. Uczą się organizować czas wolny w taki sposób, aby nowe, ciekawe zajęcia odwracały ich myśli od picia i wypełniały pustkę, która często towarzyszy odstawieniu alkoholu. Ważna jest również nauka korzystania ze wsparcia w trudnych chwilach: zwracanie się o pomoc i budowanie zdrowych relacji z bliskimi.
Na szczęście i w Polsce i na świecie pojawia się moda na niepicie alkoholu. Niechętnie wymieniam imiona i nazwiska osób, o których wiem, że zerwały z nałogiem. O jednej wspomnieć jednak nie tylko powinnam, ale też chcę: Krzysztof Dowgird, alkoholik trzeźwy od ponad 32 lat, którego przygoda z radiem zaczęła się blisko 30 lat temu, i który jest dziennikarzem ANTYRADIA.
Siada przed mikrofonem i mówi ludziom, że można nie pić. Ma wielu fanów, którzy włączają radio w niedzielę o godz. 21, bo jest to najtragiczniejszy moment dla każdego alkoholika. Po niedzieli jest poniedziałek i trzeba iść do roboty. A nie wiadomo, czy ta robota jeszcze jest. Ciśnienie jest takie, że wielu nie wytrzymuje i znów się upija. I nie idą do pracy. Chyba że włączą radio. I usłyszą, że jest szansa.
Jaka jest rada psychologa dla – pijącego lub ćpającego celebryty – radiowego lub telewizyjnego, gdy zaczyna sięgać po używki?
Uważam, że deko prewencji jest lepsze, niż kilogram interwencji. Lepiej zapobiegać niż leczyć. Staram się nie dawać rad, raczej dzielę się doświadczeniem: życiowym albo zawodowym. Łatwo jest dawać innym dobre rady, o wiele trudniej jest dokonać wyboru w obliczu konkretnej sytuacji.
Ale przyparta do ściany chętnie powiem coś takiego.
Przyznaj się, że masz problem. I że potrzebujesz pomocy. A potem o nią poproś. Życie jest pełne możliwości. Pewnego dnia obudzisz się rano i zauważysz, że jest w tobie więcej nadziei, niż było wczoraj. I że było warto dotrzeć do tego miejsca.
Tamara Bieńkowska – psycholog, superwizor coachingu, coach, team coach, wykładowca w Uniwersytecie SWPS w Warszawie, autorka podcastu „Szefska pasja”. Absolwentka psychologii na UMCS w Lublinie, studiów podyplomowych w Uniwersytecie SWPS i w Uniwersytecie we Wrocławiu. Obecnie jest słuchaczką Integrative Medical Center, pierwszej w Polsce Szkoły Świadomego i Zdrowego Stylu Życia Dr Preeti Agrawal.