Trening medialny przypomina w pewnym sensie drogę, w której jestem towarzyszem podróży kandydata. Spotykam go na pewnym odcinku, idziemy razem tą samą długością chodnika, a potem się rozstajemy. Niektórzy podróżują szybko, a niektórzy oglądają, podziwiają widoki, mają zwyczaj wracać do miejsca, z którego wystartowali.
Długość trwania treningu zależy nie tyle od chęci osiągnięcia celu przez kandydata, ale od tego, jak szybko jestem w stanie pomóc mu wyeliminować jego błędy. Zawsze mówię moim klientom, że jeśli spadli z roweru po raz pierwszy, czyli popełnili błąd, to jest to wina roweru. Nie wolno im jednak pomylić się w ten sam sposób dwukrotnie. Niestety – Polska to nie Szwajcaria, gdzie przyjęło się, iż karierę polityczną robi się stopniowo, osiągając kolejne szczeble w administracji lub legislacji: od samorządów po instytucje centralne. U nas kariery są błyskotliwe i szybkie, wynikają często z dobrego „opakowania”, na które składa się logotyp, atrakcyjne zdjęcie, slogan. Dlatego sam trening medialny polskiego polityka trwa z reguły kilka miesięcy. To stanowczo za krótko.
Na swojej stronie internetowej pisze Pani, że wielcy mówcy opowiadają o wartościach tkwiących w działaniu, a nie o samych wartościach. Na czym polega ta różnica?
Jest taka kategoria z końca lat 70., której ani Pan, ani ja nie pamiętamy. To nowomowa, którą ja nazywam pustosłowiem. Kiedy rozmawiamy, teraz nawet, podczas tej dyskusji, używam słów, które mają pewne znaczenia. Skąd się one biorą? W moim przypadku z własnych doświadczeń. Zgodzi się Pan przecież, że to samo słowo może być różnie interpretowane przez nas dwoje. Jeśli np. w naszej rozmowie użyję wyrwanego z kontekstu słowa, takiego jak „blok”, i nie wyjaśnię, jaki „blok” mam na myśli, będzie to ryzykowny zabieg, bo może chodzić przecież o blok skalny, blok papieru listowego, blok mieszkalny etc. Gdybyśmy się skoncentrowali na takim konstrukcie teoretycznym, na abstrakcie, jakim jest „patriotyzm”, to powiem Panu, że z mojego punktu widzenia – osoby prowadzącej trening medialny kandydata – patriotyzmu nie ma. Są zachowania, które mogą świadczyć o patriotyzmie, i kontekst, który może nasycić to słowo treścią. Dlatego zachęcam swoich klientów, aby nie używali pustych pojęć, ale słów w konkretnych znaczeniach. Nie zgadzam się, żeby posługiwali się słowami, które nie niosą żadnych treści.
Czyli dobre wystąpienie to nie tylko odpowiednia mowa ciała, odpowiednia intonacja, ale także odpowiedni dobór słów i środków perswazji językowej?
Zwykle trening medialny składa się z dwu elementów. Pierwszy dotyczy formy, drugi ma związek z treścią. Nie wchodząc w szczegóły, powiem tylko, jakie umiejętności angażuję. Forma odpowiada na pytanie „jak?”. Pierwszy obszar dotyczy tego, jak stać; nie uwierzy Pan, jak źle stoją ci, którzy mają mówić w pozycji zasadniczej. Otóż jest rozpoznana pewna pozycja, która niczego nie komunikuje, ale już sygnalizuje: „jestem”. My ją nazywamy pozycją neutralną albo pozycją wyjściową. Ale nie wystarczy umieć stać, trzeba jeszcze potrafić się ruszać. Ja nazywam to ruchem scenicznym. Tylko uwaga: ten ruch sceniczny nie może kojarzyć się z zachowaniem lwa w klatce, czyli nie powinien oznaczać przemieszczania się w sposób bezrefleksyjny z lewej na prawą stronę i odwrotnie. Taki ruch dowodzi frustracji wewnętrznej, obawy, lęku, jakiegoś złego nastawienia.
Ja zachęcam klientów do tego, żeby mówili z miejsca, ale nakłaniam ich także, by wykorzystali towarzyszący im stres, który może być przecież pozytywny: ja sama, mimo tego że posiadam karty mikrofonowe najwyższej kategorii, przez cały czas pracy w radiu reagowałam spięciem na czerwone światło w studiu – to dowód szacunku dla tych, którzy mnie słuchali. Mówić trzeba zatem z miejsca, ale powinien towarzyszyć temu świadomy, ukierunkowany ruch, który uatrakcyjni „obrazek” (w telewizji) oraz podkreśli sekwencję wypowiedzi. My nazywamy to niewerbalnym podkreśleniem.
A kwestia gestykulacji?
Pracę nad nią rozpoczynam z reguły od eliminacji gestów, które są passé, które są niepotrzebne. Zdarza mi się obserwować, nawet na ekranie telewizora, podczas konferencji prasowych, ludzi, którzy przyszli po to, żeby dyskutować z dziennikarzami, ale ich język ciała sygnalizuje stanowczo: „nie chcę z wami rozmawiać, chcę jak najszybciej wziąć nogi za pas i uciec”. Słów można się nauczyć, każdy może je zapamiętać, przechować i odtworzyć, mówiąc: „witam państwa serdecznie, cieszę się, że przyszliście na konferencję”, natomiast język ciała, o czym wiemy wszyscy, nie kłamie. Dlatego równie ważna jak gestykulacja jest chociażby mimika. Ale w grę wchodzi jeszcze eliminacja międzysłówek, czyli dźwięków dodatkowych, które nie niosą żadnych treści. Niektórzy nazywają to „ykaniem”, ale międzysłówka mogą być również werbalne; chodzi o słowa-przerywniki, które powtarzają się po wielokroć i nic nie znaczą. Zawsze wtedy, kiedy ktoś otwiera usta i nie wie, co powiedzieć, pojawia się przydźwięk, który ja nazywam właśnie międzysłówkiem – wtedy wiadomo, że osoba ta nie jest dostatecznie przygotowana do wypowiedzi. Ponadto warto nauczyć się świadomego sterowania pauzą, bo ma ona znaczenie strategiczne i wzmacnia sens słów powiedzianych poprzednio, jest doskonałym sposobem ekspresji.
Osobna sprawa to komunikacja wzrokiem. Słabością wielu mówców jest przemawianie bez spoglądania na odbiorców; zamiast tego osoba występująca publicznie patrzy w notatki. Czy posiadanie notatek jest czymś złym? Oczywiście, że nie. Ale nie można oczywiście pozwolić, żeby to one zarządzały kandydatem, bo jeden z częstszych błędów, jaki popełniają osoby występujące publicznie, to zapisywanie notatek przy użyciu normy językowej. A przecież doskonale wiadomo, że język pisany różni się od języka mówionego. Pisząc, angażujemy najczęściej normę językową, czyli wszystkie reguły, które rządzą interpunkcją, gramatyką, stylem. Natomiast język mówiony może zawierać agramatyzmy, potknięcia, pewne drobne niezręczności. Polegając więc tylko na notatkach, bardzo łatwo wpaść w pułapkę drętwoty i nienaturalności. Nie dość, że nie nawiązujemy kontaktu wzrokowego ze słuchaczem, to jeszcze wygłaszane przez nas zdania brzmią zbyt poprawnie i formalnie, a przez to sztucznie i nieprzekonująco. Biegunowym przeciwieństwem takiego zachowania – równie niekorzystnym, jeśli chodzi o zamierzony efekt – jest nachalne wpatrywanie się w słuchacza. Jest to sytuacja bardzo niekomfortowa dla odbiorcy; postawa mówiącego odbierana jest jako prowokacyjna. Trening medialny pozwala kandydatowi na polityka znaleźć i wypracować optymalną formułę komunikacji wzrokowej ze słuchaczami.
To wszystko dotyczy formy. A co z treścią?
Z treścią jest trochę tak, że gdy zaczynam o niej mówić ze swoimi klientami, słyszę najczęściej: „jak dobrze, że wreszcie rozmawiamy na temat”, tak jakby forma nie była ważna. To błąd, bo forma jest tak samo ważna jak treść, choć oczywiście nie może stać się istotniejsza.
Jednym z istotniejszych elementów treningu w tym obszarze jest nauka rozpoznawania i oceny rozmówców lub słuchaczy, do których kierowana będzie nasza wypowiedź. Chodzi o analizę środowiska, wartości, motywów – to wszystko jest kluczem do dotarcia do drugiej osoby. Ta sama rzecz dla dwóch różnych osób jest przecież atrakcyjna zupełnie inaczej. Gdybym miała fiata 126p – tutaj na parkingu – to inaczej bym go rekomendowała studentce w Warszawie, a inaczej kolekcjonerowi antyków w Holandii. Do studentki w Warszawie powiedziałabym: „niech pani kupi ten samochód, stać panią, podobno to ciągle małolitrażowe auto, nikt nie kradnie «maluchów»”, a kolekcjonera antyków z Holandii przekonywałabym: „niech pan kupi, będzie pan jedynym kolekcjonerem aut w tej części Europy, który może sobie pozwolić na samochód z demoludów”. Zachęcam więc moich klientów do tego, żeby się zastanowili: po co mówią. A kiedy nie wiedzą po co, żeby zamilkli.
„JAK WYGRAĆ WYBORY SAMORZĄDOWE?”, Grzegorz Wierzchołowski. Wydawnictwo Słowa i Myśli, Lublin 2014
Książka ma formę wywiadów z ekspertami różnych dziedzin. Rozmówcami autora, Grzegorza Wierzchołowskiego, są m.in.:
– dr Marek Kochan, – porusza problem politycznego wizerunku,
– Piotr Legutko – opowiada o metodach wyborczego wykorzystania mediów,
– Piotr Lutek – naświetla zagadnienie kreowania marki politycznej,
– dr Rafał Chwedoruk – kreśli obraz „żelaznych elektoratów” poszczególnych formacji,
– dr Jarosław Flis – podaje przykłady udanych manewrów przedwyborczych,
– Tamara Bieńkowska (coach i spin doctor) – dzieli się z czytelnikami swoimi uwagami na temat zasad tzw. treningu medialnego.
Jeżeli chcesz się ze mną skontaktować w sprawie warsztatów i szkoleń, proszę napisz do mnie. Proszę o kontakt mailowy także w sprawie indywidualnych sesji coachingowych.