Kiedy na początku ubiegłego roku moja przyjaciółka poinformowała mnie, że jej samochód niespodziewanie wylądował na poboczu, a ona na chwilę straciła świadomość, byłam zaskoczona i zaniepokojona. Podejrzewałam mikroudar albo pierwsze objawy choroby neurodegeneracyjnej. Sama zainteresowana na odczepne rzuciła mimochodem, że źle metabolizuje alkohol, a wieczorem wypiła dwie, może cztery (sic!) lampki wina. Jak można nie pamiętać, ile lampek wina się wypiło poprzedniego dnia? Nie mogłam uwierzyć. Albo raczej – wolałam wierzyć w jej historię.
Kiedy niecałe dwa miesiące później, dokładnie w Dzień Kobiet, zakomunikowała, że odebrano jej prawo jazdy, bo spowodowała wypadek i przekroczyła dostępną liczbę punktów karnych – zaczęłam coś podejrzewać. Wciąż jednak wolałam myśleć, że to dlatego, że jeździ za szybko, zawsze musi zdążyć na czas, kiedy się przemieszcza między lokalizacjami.
Pewność jednak zyskałam dopiero po kolejnym miesiącu. Sylwia (tak ją nazwijmy dla wygody) zaczęła kręcić w odpowiedzi na pytanie, co wykazało jej badanie alkomatem. Najpierw mówiła, że nie wie. Potem, że przeliczniki, które stosują policjanci są niejasne. W końcu, że nie dowierza temu sposobowi sprawdzania nietrzeźwości pomimo kalibracji urządzenia. Podobnych kłamstw było zresztą więcej. Do dziś jej wydaje się, że nikt się nie domyśla. A ona sama wciąż nie wierzy, że jest chora.
Myślę szybko, działam szybko, szybko połączyłam kropki. Już wiem z pewnością, że Sylwia jest wysokofunkcjonującą alkoholiczką. A ja byłam współuzależniona. Chociaż nie wiedziałam, że Sylwia jest chora. W końcu odniosła sukces zawodowy, jest partnerką, matką, będzie teściową, może babką? Ma życia osobiste i towarzyskie, potrafi zadbać o siebie. Na pierwszy rzut oka wygląda na osobę spełnioną i szczęśliwą, pewnie dopiero po pracy zrzuca maskę pozorów i upija się w tajemnicy przed bliskimi, przyjaciółmi. Na pozór jej zachowanie nie wzbudza żadnych podejrzeń. Wszystkim wydaje się, że jej życie to idylla, a ona sama wierzy, że alkohol jest tylko niewinną odskocznią od stresującej pracy.
Alkoholicy wysokofunkcjonujący to często tak zwani „ludzie sukcesu”. Są wśród nich pracownicy wielkich korporacji, finansiści, prawnicy, lekarze, politycy. W tej grupie jest też Sylwia. W jej życiu pierwsze miejsce zajmuje praca. Uważana jest za specjalistkę w swojej dziedzinie, wzorową pracownicę i szefową – i to pomimo faktu, że zapewne regularnie przychodzi do pracy pod wpływem alkoholu.
Otoczenie nie chce (lub boi się) zwracać alkoholiczkom uwagę. Wysokie stanowiska, jakie często zajmują, stanowią dla nich rodzaj ochronnego pancerza – w końcu mało który podwładny chce świadomie wchodzić w konflikt ze swoją szefową. Powodzenie w życiu zawodowym jest też doskonałym pretekstem do tego, aby utwierdzić się w przekonaniu, że mój problem nie istnieje – w końcu mam dobrą pracę, ludzie mnie szanują i nikt się na mnie nie skarży.
Rodzina także na ogół ignoruje sygnały ostrzegawcze. Może dlatego, że alkoholiczka wysokofunkcjonująca utrzymuje cały dom, finansuje rozrywki, wakacje, utrzymuje wpływowe znajomości, na czym korzystają także jego bliscy. Poza tym nie odpowiada stereotypowemu obrazowi alkoholiczki – chodzi na siłownię, gra w tenisa, praktykuje jogę, nosi markowe ubrania. Na wracanie do domu o późnych porach lub chowanie pustych butelek po alkoholu domownicy patrzą z przymrużeniem oka. Dopóki choroba nie zagraża statusowi rodziny, bliscy rzadko podejmują zdecydowane kroki.
Jako ludzie boimy się często zareagować, nie ośmielamy się komentować, kiedy ktoś nadużywa alkoholu. Dlatego najczęściej milczymy. Jak jednak reagować, kiedy to twoja przyjaciółka zbyt często sięga po alkohol? Kiedy zaprzecza, że ma problem? Kiedy udaje, że nie jest chora? Cały rok zabrało mi podjęcie decyzji, żeby zdecydować, jak chcę się znaleźć w tej sytuacji. Już wiem, co powiedzieć. Jestem gotowa. Zrobię to.
Po pierwsze: nie chcę dalej udawać, że nie widzę problemu. Nie chcę dłużej grać w grę w udawanie, że nie ma sprawy. Bo sprawa jest. I choć dotyczy najbardziej Sylwii, trochę też mnie dotyczy. Nie chcę dłużej milczeć w tej sprawie. Milczenie to najgorsza z możliwych reakcji. Milczenie jest nieokazaniem troski, jest przyzwoleniem na czyjeś ryzykowne zachowanie. A jeśli następym razem jej jazda samochodem nie tylko zagrozi jej życiu? Ale czyjemuś życiu ? Może mojemu?
Cenię Sylwię, zależy mi na naszej relacji, ale w takich sprawach nie wolno milczeć. Nie chcę być współuzależniona. Oczywiście Sylwia nie jest moim pijącym mężem czy dzieckiem, od których bezpośrednio zależy jakość mojego życia. Jest moją przyjaciółką, a to mnie zobowiązuje moralnie do właściwej, sensownej reakcji. Przede wszystkim do reakcji w ogóle.
Już wiem, że Sylwia może się obrazić, dopuszczam taką jej reakcję. Jeśli tak się stanie, to trudno, odpuszczę sobie tę relację, machnę na nią ręką. Owszem, mam moralny obowiązek, mam ludzką potrzebę zatroszczenia się o drugiego człowieka, ale nie mam mocy zbawienia świata. A ludzie w takich sytuacjach lubią się obrażać! Nie świadczy to jednak o ich walorach, lecz o ich braku. Obrażanie się to strategia bezsilności.
Przychodzi mi jeszcze do głowy, by posłużyć się w rozmowie z Sylwią szantażem. Szantaż to rzeczywiście brzydkie słowo, ale czasem to najlepsza strategia działania. A przyjaźń uprawomocnia zastosowanie takiej strategii komunikacyjnej: „Nie podam ci ręki, dopóki nie pójdziesz na leczenie” albo „Nie spotkamy się, dopóki nie zaczniesz terapii” . Są osoby, dla których to jest przekonujący argument, one nie tylko idą, a wręcz fruną na leczenie. Oby tak było i w tym przypadku.
Picie to skuteczny sposób na powolne i diabelsko systematyczne samobójstwo. Uzależnienie rozwija się po cichu, rośnie w skrytości, po ciemku, nikt tego nie kontroluje, nikt nie ma w to wglądu. Nosicielka tego pasożyta z oczywistych względów nie dostrzega zagrożenia, nawet jeśli coś ją niepokoi, to i tak choroba jest daleko w przodzie, dalej, niż ona sama mogłaby się domyślać. Zniszczenia postępują…
Mówią, że alkoholizm jest chorobą zakłamania. Ja bym powiedziała, że to rodzaj ślepoty. Własnej i innych. Właśnie odzyskałam wzrok. Widzę i jestem. Jak dobrze!