Choć bardzo mi się to nie podoba, chcę czy nie chcę, kiedy stoję w kolejce do kasy na stacji benzynowej czy supermarkecie, mój wzrok przyciągają tytuły brukowców. Kiedy sama stoję w takiej kolejce, często pytam kasjerów za ladą, dlaczego dzieci lub inni wrażliwi ludzie są narażeni na widok tych „prasowych” publikacji. Nie do wiary! Dotychczas żadna z pytanych osób nie znała odpowiedzi na te pytania, stroiła dziwne miny. Jedna z nich, co najwyżej, wyraziła przypuszczenie, że pewnie takie pisma płacą olbrzymie pieniądze za to, żeby znaleźć się w takich eksponowanych miejscach. Inne znajdują się tam z politycznego nadania. Serio?
Trudno nie zauważyć, że większość docierających do nas informacji jest mocno zagmatwana. Stacje radiowe i telewizyjne od dłuższego czasu „ciągle gotowe do lotu”, wszystko pokazują tak, jakby to było: najważniejsze, najistotniejsze, najciekawsze i z ostatniej chwili. Gazety i czasopisma krzyczą nagłówkami. Wiadomości telewizyjne przez czterdzieści pięć sekund błyskają najświeższymi wiadomościami, po nich następują w serii magazyny informacyjne, podające niekoniecznie sprawdzone fakty. Gdzieś zatarła się różnica między informacjami i publicystyką. Coraz trudniej odróżnić to, co powinniśmy wiedzieć, od tego, co miło jest wiedzieć. Oczywiście pod warunkiem, że się tego chce i podejmie decyzję, dokona wyboru, że warto.
Może mam jakiś spaczony gust albo nierealistyczne oczekiwania, ale odnoszę wrażenie, że niestety niezbyt często słyszy się wokół o jakichś pozytywnych wydarzeniach w kraju i za granicą. O przełomowych odkryciach naukowych, zwycięstwach, sukcesach w biznesie i temu podobnych zdarzeniach. Szczególnie dziennikarze prasy lokalnej lubują się w przejaskrawianiu osobistych tragedii bardzo ważnych osób, które znane są z tego, że są znane, opisywaniu barwnym językiem wszelkiego chaosu, przestępstw i nadużyć. Wydawać by się mogło, że dziennikarze, a raczej wydawcy, dla których pracują, rozkoszują się budowaniem niekończącego się „dramatycznego napięcia”. W taki oto sposób „dziejstwo” ma znaczenie.
Obserwuję media od lat. Odebrałam kiedyś w publicznej radiofonii staranne wychowanie i śmiem twierdzić, że tylko niektórzy dziennikarze naprawdę rozumieją, nad czym w danym momencie pracują. Większość z nich nie ma żadnego doświadczenia w opracowywanym temacie, do większości wydarzeń w redakcjach wysyła się zazwyczaj tego, kto jest akurat pod ręką w stacji. Zadanie jest w ten sposób wykonane, audycja nadana, a jutro…? Jutro – nie miejmy złudzeń – sytuacja się powtórzy, tyle że z innymi nazwiskami i twarzami.
Mój mistrz w zawodzie, któremu radiowa Trójka zawdzięczała własne serwisy informacyjne emitowane ze studia przy Myśliwieckiej, mawiał: „Rzymska arena, gdzie ginęły setki tysięcy ludzi, na początku wcale tak nie wyglądała. Wszystko zaczęło się od legalnego cyrku. To bezustanne pragnienie mocniejszych doznań doprowadziło do bardziej jaskrawych i groteskowych form rozrywki”. Trudno się nie zgodzić z takim pojmowaniem rzeczywistości, nie tylko medialnej (Tadeuszu, bardzo Ciebie brak!).
Pesymizm panujący w mediach dodając do naszego osobistego życia kłopoty i problemy lokalnej i globalnej społeczności, w przemożny sposób wpływa na nasze przekonania, emocje i opinie. Gdybyż od wczesnego dzieciństwa karmiono nas optymistycznymi historiami! Całe nasze życie mam prawo uważać, wyglądałoby inaczej.
Powstrzymać medialne szaleństwo
Zastanawiali się kiedyś Państwo nad znaczeniem słowa „wiadomości”? Z założenia opisują one coś, co wydarzyło się niedawno, jest nowe i stąd trzeba wszystkich o tym zdarzeniu powiadomić. Prawda i fakt to nie to samo. Faktem jest to, co się zdarzyło, prawdą – może być moja bądź twoja percepcja faktu. Każdy ma prawo do swojej prawdy, podobnie jak własnego punktu widzenia.
Podając co wieczór ten sam rodzaj wiadomości, niemal wszystkie stacje telewizyjne i radiowe pomijają możliwe przełomy w potencjale ludzkim oraz ignorują możliwość, że wielu ludzi poszło wczoraj spać szczęśliwych. I tak oto w naszej głowie powstaje mętlik, toniemy pod lawiną wiadomości o złej kondycji społeczeństwa. W taki oto sposób, choć z pewnością problemy nie są nam obce, jednak nieustanne przypominanie nam o nich, wypacza naszą percepcję.
Komu tak naprawdę chcemy pomóc, kiedy siedzimy przed telewizorem, przerzucając kanały i zgłębiając problemy całego świata? Nikomu, a najmniej sobie. Warto poświęcać uwagę i działać tylko
w wybranych dziedzinach. Nie musimy przecież być podmiotem nie dającego się strawić wiru informacyjnego.
Zamiast pozwalać mediom rozporządzać swoim czasem i uwagą, zacznijmy w końcu podejmować przemyślane decyzje, dotyczące na przykład tego, gdzie szukać potrzebnych informacji i porad. Poszukujmy okazji do obiektywizmu, bez względu na stopień odrealnienia otaczającego nas świata. Nie pozwólmy dziennikarzom, reporterom, mediom w ogóle, wywołać w sobie jeszcze większego stresu, poczucia wyobcowania. Nie pozwólmy im układać planu dnia, życia. Nie mają do tego prawa.
Nadmierny kontakt z nierealną rzeczywistością
To co media wyrządziły społeczeństwu przez ostatnie lata jest tak głębokie i niepożądane, że prawie nierozpoznawalne. Jesteśmy rozczarowani sobą i innymi. Telewizor to nie tylko pudełko stojące w kącie pokoju, ale prawdziwy członek rodziny, obdarzony wszystkimi prawami i przywilejami.
Rozrywka istotnie pełni w naszym życiu niezmiernie ważną funkcję, stymuluje myślenie. Daje wytchnienie po ciężkim dniu. Pozwala na chwilę oderwać się od „bieżączki” i „harówki”, monotonii codzienności. Co ważniejsze, może dodawać skrzydeł do szukania nowych pomysłów i możliwości, również biznesowych. Nadmiar rozrywki może jednak doprowadzić do trudnej i szkodliwej sytuacji, której właśnie zaczynamy stawiać czoło. Z przykrością dochodzimy do wniosku, że nasze własne życie jest blade i nijakie. Inni – ci dopiero mają życie.
Może warto się zastanowić czasami, ile czasu i energii poświęcamy ulubionym bohaterom seriali, a ile czasu spędzamy tak naprawdę z kimś z naszego otoczenia. W porównaniu z tym, co się dzieje na ekranie, nasze życie co prawda może wydawać się głupie, nudne i plastikowe. W rzeczywistości jest jednak prawdziwe i niesie wiele możliwości! Przełomem w moim życiu było, kiedy uświadomiłam sobie, że jakość mojego życia będzie zależała od tego, co zrobię, a nie od tego, co biernie przyswoję (na przykład obejrzę po raz kolejny).
Odkrycia w nauce i technice niemal gwarantują, że o ile nie czeka nas jakaś nieprzewidywalna katastrofa, długie dziesiątki lat jeszcze są przed nami. Odkrycia medycyny wprawiają w zdumienie: jesteśmy tu na długo! Choć stres wpływa na długość życia, większość ludzi dożywa sędziwego wieku. Liczy się przede wszystkim jakość życia. „Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach” jak twierdzi afroamerykańska poetka, pisarka i aktorka, Maya Angelou.
Każdy racjonalnie myślący człowiek pragnie żyć długo, zdrowo i szczęśliwie, stosunkowo godnie i spokojnie. Warto się na to przygotować. Zrobić porządek ze swoim życiem.